Maleńka Gwiazdeczka trafiła do mnie na dt i początkowo nic nie zapowiadało smutnego końca.
Kotka parę dni spędziła na kwarantannie w łazience, a potem już szalała po całym domu z innymi kotami (zwłaszcza kitek chętnie jej towarzyszył w zabawie).
Niestety, któregoś dnia przy zamykaniu drzwi łazienki przycięłam Gwiazdeczce łapkę - wydawało mi się, że niegroźnie, bo kotka tylko lekko pisnęła i za chwilę znowu biegała.
Ale następnego dnia Jola Dworcowa stwierdziła, że łapka jest strasznie spuchnięta, a kotka ma 40 st gorączki.
Pojechała z nią do lecznicy, potem do drugiej na RTG (złamania na szczęście nie było).
Kotka po powrocie wydawała się w całkiem dobrej formie, trochę utykała, ale miała apetyt.
Niestety, po tygodniu przestała jeść, zaczęły się wymioty. Wcześniej dostała tabletkę na odrobaczenie, myślałam, że to z tego powodu, że się zatruła martwymi robalami. znów lecznica, zastrzyki, które nie pomagały, nie dawało się opanować wymiotów. Było coraz gorzej, kotka została w lecznicy - a rano już nie żyła. Wetka stwierdziła panleukopenię... Strasznie mi przykro Gwiazdeczko - pewnie byłaś już chora przychodząc do mnie.
Ale mogło też być tak, że malutka złapała to w czasie wizyt w lecznicach.
Nigdy się nie dowiem i na zawsze pozostanie mi poczucie, że może przyczyniłam się do jej śmierci, przycinając tę biedną łapkę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz