środa, 13 marca 2013

Gutek 2010-27.01.2013


 

Gutek - piękny "pingwinek" pokazał się na działce zaraz po kotce w ciąży. Zjadł szybko to, co ona zostawiła, odwrócił się i odszedł, po czym pięknym susem wskoczył na dach altany sąsiadów.
To było pierwsze spotkanie. Potem go nie widziałam aż do dnia, gdy zastawiłyśmy klatkę żeby złapać drugiego kociaka. Kociak nas nie zaszczycił, za to w klatce siedział on. Spokojny. Pełnojajeczny, więc pojechał pozbyć się
ciężaru. Tam okazało się, że ma paskudnie zraniona łapkę, trzeba było podawać antybiotyk. Zamieszkał w klatce w mojej łazience. Mruczał głaskany. Fakt, raz mnie lekko dziabnął, ale nic to. Żal mi go było odwozić na działkę. Ustaliliśmy, że jeśli będzie mu źle, to go zabierzemy. Nie pokazywał się przez jakiś czas, potem przychodził regularnie. Jeszcze później czasami dawał się pogłaskać. Potem zrobiło się zimno. Zrobiłam kotom budki, ale zostały zniszczone. Wydawało mi się, że Gutek jest zmarznięty. Zrobiłam nową budkę, upchnęłam pod iglaki - psu by to i tak nie przeszkodziło, ale miałam nadzieję, że pies już nie przyjdzie, a kot może będzie się chować. Gutek chodził wolniej, raz wydawało mi się, że źle oddycha, ale zanim zdążyłam coś zrobić - uciekł.
W końcu udało mi się go złapać. Zawiozłam go do lecznicy. Miał bardzo niską temperaturę i lekką duszność, ale poza tym nic nie zapowiadało nieszczęścia. Miałam go zabrać w sobotę, Przygotowałam pokój i siebie na bunt kotów. W lecznicy okazało się, że z Gutkiem nagle gorzej - fioletowy język, duszność. W niedzielę zabrałam go na prześwietlenie. Kotek miał przepuklinę przeponową. Szybka decyzja o operacji,która niestety się nie udała. Gutek odszedł. A ja memłam bez przerwy w głowie, że gdybym go nie odwiozła na działkę po kastracji, to by żył.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz