sobota, 26 października 2013

Czarna z czerwoną obróżką

opowiada ansk
Nie znałam jej….

Nie zdążyłam poznać…

Zdjęcia mam tylko dwa…

Nic o niej nie wiem, więc i opowiadanko będzie krótkie.

Tak jak życie tej koteczki

- kotki nieodpowiedzialnych właścicieli.

Zobaczyłam ją rankiem, wybiegałam z bloku do samochodu spiesząc się do pracy. Siedziała na trawniku, z daleka widoczna była czerwona obróżka - czyli kot domowy. Nawet z odległości moimi lichymi oczami widziałam, że nie jest w najlepszej formie, próbowałam ją przywabić, złapać - nie miałam klatki łapki, jakąś saszetka z karmą - nie dało rady.

Po pracy ściągnęłam łapkę, większy zestaw kuszących przysmaków, i zaczęłam pełzać pod samochodami.

Kota pani szuka? O, tam jest!

Zwinięta w pozycji sfinksa z nisko spuszczoną główką, wtopiona w kolor ziemi pod drzewem, nie ruszała się. Podeszłam ostrożnie, w wyciągniętej ręce pachnące jedzonko, nie drgnęła. Podniosłam z ziemi prawie bezwładne piórko - ważyła 80dag, młoda dorosła kotka.

Diagnoza - bardzo silne wyniszczenie organizmu, skrajne odwodnienie, silny koci katar z rozległymi nadżerkami i na pysiu, i w pysiu - na wewnętrznej stronie policzków, na języczku. Temperatura niemierzalna…


Kilka dni w lecznicy w podgrzewanym inkubatorze, ciepłe kroplówki z czym się dało, smarowanie nadżerek preparatami antywirusowymi, karmienie strzykaweczką, podsuwanie pod nosek smakowitych i pachnących dań…. Któregoś dnia zainteresowała się miseczką - nabraliśmy nadziei

W nocy usnęła….

Na obróżce nie było nic - telefonu, adresownika, nawet nie miałam kogo zawiadomić, że jego kot już nie wróci…. Tę obróżkę długo przechowywałam, licząc, że ktoś będzie jej szukał..

Nie lubię opisywać takich historii… Zbyt wiele ich znam….. Patrzę na datę zdjęcia - 2008.10.21 - pięć lat…. I nadal nie mogę opanować łez - taka bezsensowna śmierć…

Nie wierzcie w to, że domowy kot poradzi sobie na wolności. To był ciepły pażdziernik. W moim bloku prawie w każdej piwnicy jest kocia stołówka, pootwierane okienka - nie trafiła do nich. W całej okolicy jest sporo karmicieli, sporo osób, zwracających uwagę na błąkające się zwierzęta - gdyby dała się zauważyć i złapać wcześniej… Ale pewnie wystraszona kryła się - do końca…

Bo domowy kot „na wolności” tak bardzo boi się obcego środowiska….

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz